poniedziałek, 17 listopada 2014

rozdzial 2

*Cassie's POV*

Powoli sie rozbudzalam. Wszystko mnie bolalo, nie moglam sie poruszyc. Cieple dlonie, trzymaly w uscisku moja dlon. Przekrecilam lekko glowe w lewa strone i automatycznie przymknelam powieki. Promienie sloneczne wpadaly przez okno, padajac wprost na moja twarz. Otworzylam lewe oko przyzwaczajac sie do swiatla i zaraz kolejne.

- Cassie, sloneczko.. - mocno lamiacy sie glos mojej mamy bolal mnie. To lamalo moje serce. - tak sie martwilam - kontynuowala, placzac. Nigdy nie widzialam jej placzacej, zawsze to ukrywala i dobrze jej to wychodzilo.

Ucalowala po chwili moja dlon i wstala by poprawic mi poduszke. Z szafki siegnela butelke z woda i sklanke. Powoli zawartosc butelki przelewala do przezroczystej, malej szklanki z dwoma czerwonymi serduszkami na szkle.

- Pij, ja pojde po lekarza.. - szepnela, ocierajac resztki lez z policzkow i wyszla niechetnie z pomieszczenia.

*Justin's POV*

Chcialem wziasc.

Chcialem z tym skonczyc.

To nie powinno tak wygladac. Powinienem byc teraz gdzies ze znajomymi, grac w kosza. Ale ja bylem madrzejszy, chcialem sprobowac. Raz sprobowalem i wystarczylo. Chcialem znowu i znowu.. W jeden dzien rozwalilem swoje zycie.

- Bierz - Lucas wystawil w moja strone dlon z pieniedzmi i z prochami. - Dzieki za pomoc

Kurwa

Pokiwalem glowa zostawiajac wszystko na stoliku.

- Nie chce tak zyc. Nie chce brac juz tego gowna. Odchodze. Jeden zly ruch, jeden kurwa - powtorzylem, tepo wpatrujac sie w niego - i po mnie. - Dokonczylem nieco ciszej.

- Ty sobie chyba jaja robisz czlowieku! - warknal wstajac z fotela i ruszyl moja strone - jakas laska, jedna na milion, wtrafila do szpitala przez dragi, a tobie sie poprzestawialo w tym lbie?!

Szarpnal mnie za koszulke, pchajac na sciane. Wymierzyl piesc w moja strone i po chwili z nosa zaczela leciec mi krew.

Przesadzil

Odepchnalem go od siebie zaciskajac mocno szczeke. Wytarlem krew z twarzy i rzucilem sie na niego. Nie patrzylem nawet gdzie uderzalem. Pamietam jedynie, ze dostal pare razy w morde.

Pozniej widzialem tylko Jacka ze strzykawka, Matta odciagajacego mnie od Lucasa i lekkie szczypniecie w reke.

A pozniej kolejne.. i jeszcze jedno, i ciemnosc.

*Cassie's POV*

Ja nawet nie wiem jak znalazłam się w szpitalu. Byłam na imprezie z Jasmine, wypiłam dwa, albo trzy drinki, a dalej nic. Pustka. Tak jakby ktoś wyciął z mojej pamięci kawałek układanki.

- Z jakiego powodu znalazłam się tutaj? - spytałam pielęgniarki, która skończyła mierzyć mi ciśnienie i zapisywała coś na kartce.

- Z tego co wiem, to twój chłopak zadzwonił po karetkę na imprezie, a ty byłaś naćpana. Nie kontaktowałaś, dwa razy przeprowadzaliśmy reanimacje.. - oblizała usta zostawiając kartę na metalowej rączce łóżka - o resztę pytaj lekarza. - uśmiechnęła się ciepło i wyszła z sali.

przecież ja nie mam chłopaka

O co w tym wszystkim chodzi? Nie pamiętam bym brała jakiekolwiek narkotyki, nie pamiętam, bym poznała tam jakiegoś chłopaka, ale jestem pewna, ze chłopaka nie mam.

***

Trzy dni siedzenia w tym szpitalu to zdecydowanie za długo. Łóżka są niewygodne, jedzenia się nawet przełknąć nie da, nie wspominając o natrętnych pielęgniarkach i irytujących, innych pacjentach.

Pakowalam ostatnie rzeczy. Weszlam do łazienki upewniając się, ze nic nie zostawiłam.

Jest taki przesąd..

Jeśli coś zostawisz w szpitalu niedlugo po to wrócisz na dłużej, a ja nie chcialam tu wracac.

Zostaja mi tylko dwa pytania. Kto sie podal za mojego chlopaka i kto mi podal narkotyki.

***

Dochodzila polnoc a ja sedzialam sama w pokoju, probujac cokolwiek sobie przypomniec.

Nic, pustka.

Nie pamietam nawet kiedy Jasmine mnie zostawila, i czy w ogole to zrobila. Wyszlam po cichu z pokoju, probujac nikogo nie obudzic. Szybko zeszlam po schodach, zalozylam kurtke i czarne trampki po czym wyszlam z domu zamykajac drzwi. Szlam w strone opuszczonej czesci parku. Nikt tam nie przebywal.

Usiadlam na jednej ze starych, zielonych lawek przy rzece wpatrujac sie w wode.

*Justin's POV*

Trzeba się go pozbyć

Nie czuje pulsu

A jeśli przesadziliśmy?

Kurwa

Lucas, on po prostu nie chciał już ćpać!

Minęły dwie godziny, on się nadal nie rusza

Obudziłem się w środku nocy z przyśpieszonym oddechem. To było tak cholernie realne. Jakbym tam leżał i słuchał tego wszystkiego.

Chwila

Ja to wszystko slyszalem. To sie wydarzylo.

Wstalem z lozka i podszedlem do okna otwierajac je szeroko. Zazwyczaj pomagalo. Od niedawna mam w nocy koszmary. Nie wiem z czym to moze byc zwiazane. Wyglada to tak, ze rano wychodze z domu, ide na impreze, a pozniej nieprzytomny slysze glosy.

Zalozylem na siebie szara koszulke i czarne dresy po czym po prostu wyszedlem z domu. Nie mialem ochoty tam zostac jezeli i tak nie usne. Musialem odreagowac i zastanowic sie nad tym w jaki sposob bede utrzymywal rodzine. Wyplata mojej mamy, ledwo starczala na miesieczne rachunki, a pieniadze ktore zarabialem na wyscigach przeznaczalem na jedzenie, ciuchy i jakies zabawki dla Jazzy i Jaxona.

Dochodzilem to spokojniejszej czesci parku. Zazwyczaj gdy tutaj bylem, nikogo nie widzialem, ale dzisiaj na jednej z lawek siedziala drobna brunetka.

Podszedlem blizej i dosiadlem sie do niej. Spojrzalem na nia i chociaz nie widzialem dobrze jej twarzy to kogos mi przypominala.

- Hej - mruknela pod nosem, odwracajac sie w moja strone.

Cholera, wiedzialem. Wiedzialem, ze skas kojarze ta twarz. Oblizalem wargi, zaciskajac mocno szczeke gdy wypowiedzialem to na glos.

- Skad?

- Jak sie czujesz? - spytalem, probujac ominac ten temat.

- Odpowiedz na moje pytanie.

Wyjalem z kieszeni paczke papierosow wystawiajac dlon w jej strone.

- Nie pale, odpowiedz.

- Z klubu. - mruknalem odpalajac papierosa i mocno sie zaciagnalem.

_________________________

niedziela, 16 listopada 2014

rozdzial 1

Cassie's POV

biały proszek

kwiatki

czemu ta szafa sie rusza? 

morze, fale, piasek

skręt

jestes taki piekny.. 

puk, puk

niebo

pieklo

tam sa duchy, widzisz? 

tecza

bialy proszek

linia

zrobimy to szybko.. 

kwiatki

puk, puk

huk

wyrwane drzwi

policja

ciemnosc

nic

kwiatki

zaraz skoncze skarbie.. jestes taka ciasna, cholera.. taka piekna

ciemnosc

*Justin's POV*

Z dlugopisem za uchem i zeszytem w dloni chodzilem po domu wygladajac jak kompletny idiota. Dzisiaj musialem to skonczyc. Moze nie jestem grzeczym chlopcem, ale muzyka dla mnie jest zaraz po rodzinie. To znaczy, zaraz po moim rodzenstwie i matce. Musze sie nimi opiekowac odkad ojciec zaczal pic. Bil moja matke i mlodsze rodzenstwo a ja nie moglem zniesc tego widoku, musialem cos z tym zrobic.
Moj telefon zaczal wibrowac i juz wiedzialem ze tego nie skoncze.

Wyscig. Kolejny w tym tygodniu.

- Bieber - warknal Lucas po drugiej stronie.

- O ktorej?

- Nie, nie o to chodzi. Jestes mi potrzebny. Oczywiscie dostaniesz to czego bedziesz oczekiwal w zami..

- Mow o co kurwa chodzi. - syknalem

- Jakas laska wziela od nas prochy w klubie i przedawkowala. Trzeba ja stad zabrac.

- Zadzwon idioto po karetke a ja zaraz bede, adres mi wyslij smsem.

Rozlaczylem sie i szbko zalozylem buty wychodzac z domu. Wsiadlem do samochodu i skierowalem sie w podany adres przez Lucasa.

Na miejsce dotarlem szybciej niz przewidywalem. Wszedlem do klubu bez kolejki i wbieglem schodami do pokoi otwierajac dane drzwi.

- Kurwa Bieber, ona sie dusi - syknal Lucas nic nie robiac tylko wpatrujac sie w jej pol nagie cialo.

Zdjalem z siebie kurtke zakladajac jej na ramiona i usiadlem na lozku ukladajac jej glowe na moich kolanach.

- Kiedy bedzie karetka?

- Za okolo dziesiec minut.

- Kurwa, przeciez ona nie przezyje. - szepnalem odgarniajac wlosy z jej twarzy. Byla mloda. Mogla miec siedemnascie lat. Poklepalem ja nieco po policzkach by nie zamykala oczu, ale nic nie pomagalo.

- Wracaj, kurwa walcz - szepnalem. Pare sekund, a moze minut pozniej lekarz wszedl do pokoju z dwiema innymi osobami.
- Co sie dokladnie stalo? - najstarszy z nich ze spokojem spytal wpatrujac sie we mnie, a drugi z trzecim zaczeli reanimacje. Wiedzialem, ze musze zaczac grac. Na szybko wymyslilem jakas historyjke.

- To moja dziewczyna. Przyszliśmy sie tylko pobawic, a ktos podal jej narkotyki i zaciagnal do lozka, ale w pore ja znalazlem. Blagam was, ratujcie ja.

Dwoch sanitariuszy zaczelo wyprowadzac brunetke na noszach, a ja co chwile spogladalem na Lucasa, ktory mimo wszytsko byl zdenerwowany.

- Zrobimy wszystko o w naszej mocy, ale z tego co widze to jej stan jest bardzo zly.

- Moge z wami jechac? - spytalem, sam nie wiedzac po co dokladnie. Mialem tylko pomoc ja wyprowadzic stad i na tym moja robota miala sie zakonczyc.

brawo Bieber

- Nie jestes czlonkiem jej rodziny, ni..

- To jest do cholery moja dziewczyna i ja wiem co mam robic, a co nie. Ja sie kurwa o nia martwie i powinniscie to zrozumiec. - Lucas spojrzal na mnie unoszac brew - prosze..

- Dobrze, mozemy zrobic chyba jeden wyjatek - westchnal wstajac z lozka i wyszedl z pokoju zostawiajac mnie i Lucasa samych.

- Co ty odpierdalasz Bieber? - krzyknal blondyn wyrzucajac rece w gore - miałeś mi tylko pomoc sie jej pozbyć!

- Zamknij morde. To, że ty sie nie przejmujesz, to nie znaczy ze mnie nie obchodzi zdrowie innych. To ty powinienes teraz wymyslac jebane historyjki by ci lekarze ci uwierzyli, nie ja. Powinienes mi dziekowac, a nie miec do mnie jeszcze pretensje, zastanow sie czy pasuje ci takie zycie. Czy chcesz skonczyc tak jak ona. - wskazlem na drzwi, a po chwili sam wyszedlem z pomieszczenia.

Przepychajac sie przez tlumy tanczacych osob dotarlem do wyjscia i po chwili bylem juz w karetce.

**

Siedziałem w poczekalni czekajac na.. sam nie wiem na co. Czekalem, az ktos wyjdzie i powie mi ze nie przezyła? Ja nawet nie wiem jak ma na imie. Spojrzałem na zegar wiszący na ścianie. Dziesiec minut po polnocy. Westchnalem cicho chowajac twarz w dloniach. Jeszcze pare godzin tu posiedze..

Cassie's POV

Byłam na polanie. Było tutaj dużo kolorowych kwiatów różnego rodzaju, dużo drzew, a nawet zwierząt. Było pięknie i byłam sama. 

- Tętno spada!

Teraz byłam na plaży. Długa, czysta plaża, ciepły piasek, lekki wiatr, małe fale i ja. Tutaj również byłam sama. Co sie dzieje? 

- Tracimy ją..

Dluga kreska z białego proszku. Obok karta kredytowa i banknot zwinięty w rulonik. Nachyliłam się trzymając banknot przy jednej dziurce nosa, drugą zatykając. Powoli wciągałam, a moje ciało coraz bardziej się rozluzniało..

- Jest, wróciła.

Siedze w pokoju, ale nie moim. Tutaj nie ma mojego biurka, fotela i szafy. Tutaj jest tylko łóżko i wielkie okno. Gdzie ja jestem? 
- Nie bój się słońce, zrobimy to szybko.

- Podajcie jej kroplówke.

Teraz jestem na koncercie. Tak to koncert. Tłumy ludzi dobrze się bawiących, krzyczących, śpiewających, tańczących i skaczących.. 

_______________________________
przepraszam, że nie wszystkie słowa są pisane z polskimi znakami 

sobota, 15 listopada 2014

prolog

'Ja sie tylko zakochalam, czemu to wszystko jest tak pokrecone? Na poczatku bylo idealnie, a teraz? Teraz jest jedno, wielkie gowno. Przeciez ja go kocham, a on kocha mnie. Czemu sie dowiedzialam? Po co szukalam? Po co mi to bylo? Teraz cierpie. Ja i on. Cierpimy razem. Jego cierpienie jest moim cierpieniem, ale ja cierpie mocniej. Cierpie za nas dwoje..'

___________________________